STOWARZYSZENIE SIEMONIA - PRZESZŁOŚĆ TERAŹNIEJSZOŚĆ PRZYSZŁOŚĆ

  • Zwiększ rozmiar czcionki
  • Domyślny  rozmiar czcionki
  • Zmniejsz rozmiar czcionki
Ludzkie losy

LUDZKIE LOSY - HISTORIE PRAWDZIWE


Potrzebujemy wiedzy o ludziach, którzy odeszli, wiedzy o tym, jak żyli i wiedzy - o miejscu, gdzie żyli.

Świadomość tego, kim byli nasi przodkowie buduje w nas wszystkich, a w młodym pokoleniu szczególnie, więź z miejscem urodzenia i ludźmi w tym miejscu żyjącymi. Poznawajmy więc prawdę o  losach ludzi, uwikłanych w świecie, który nierzadko zagrażał ich istnieniu, o ich tragediach, słabościach, ale także o moralnej sile i dobroci, które przecież drzemią w każdym z nas, chociaż czasem bywają głęboko ukryte.

Opisujmy historie naszych rodzin, znajomych itd. Na tej stronie chcemy to Państwu umożliwić.

Z całą pewnością pozwoli to, stworzyć wspólnotę lokalną w pełnym tego słowa znaczeniu. Wspólnotę tych, którzy żyją obecnie i pokoleń, które odeszły.

Uszanujmy tradycje i zwyczaje naszych przodków, co więcej -  poznajmy je bliżej - może dzięki temu, łatwiej będzie nam pokochać swoją małą Ojczyznę i stworzyć prawdziwe więzi międzysąsiedzkie czy dobre międzypokoleniowe relacje. Niech te publikowane tu materiały staną się podłożem kulturowym tej więzi.


Zachęcamy do spisywania historii dziejów rodzinnych i przesłania ich do nas (poprzez zakładkę "Kontakt z nami").

Z przyjemnością opublikujemy je na naszej stronie. Mile widziane zdjęcia i inne ciekawe materiały.

 

 

Zapraszamy do współpracy!



Drukuj PDF

 

Ludzkie losy - historie prawdziwe:  Aneks do  artykułu "Syberiada Polska"

 

 

EPOPEJA RODZINNA


( losy naszej rodaczki - Józefy Nicewicz i Jej Rodziny)

 

Józefa Nicewicz z domu Ataman, córka Bronisława i Marii – urodziła się dnia 20.09.1925r. we wsi Zawalijka, powiat Wołoczyski, k. Kamieńca Podolskiego, na Ukrainie.

Wieś ta położona była nad rzeką Miedwiedówką – dopływem granicznej rzeki Zbrucz. W latach 1921 – 1939 rzeka Zbrucz wyznaczała granicę między II Rzecząpospolitą a Ukraińską SRR - która od 1922r. znajdowała się w składzie ZSRR. Trzeba wyjaśnić, że tereny m.in. Podola – od wieków należące do Polski – w wyniku II rozbioru z 1793r. znalazły się w granicach Rosji.

Po wojnie polsko – bolszewickiej z lat 1919-1920 podpisano w dniu 18.03.1921r. tzw. Traktat ryski /pokój ryski/, który ustalał m.in. przebieg granicy między Polską a Rosją /RFSRR/ oraz Ukrainą /USRR/. Za pokrzywdzone przez Traktat uznano wiele narodowości.

Z polskiego punktu widzenia najistotniejsze było pozostawienie poza granicami Rzeczypospolitej znacznej liczby polskiej ludności, zamieszkującej tam „od dziada,pradziada” zarówno ukraińską jak i rosyjską teraz strefę. Ówczesny rząd polski z wielu przyczyn nie doprowadził do sprowadzenia ich do Rzeczypospolitej. W tamtejszych środowiskach polskich, które przeżyły już zabory oraz dwie wojny mówiono: „trudno, domu i dobytku na plecach do Polski nie przeniesiesz” i ...”poczekajmy, zobaczymy”.

Według różnych szacunków poza wschodnią granicą określoną w Traktacie pozostało ok.1,2 do 2 mln Polaków, z tego tylko w Ukraińskiej SRR blisko 0,5 mln skupionych w większości na Żytomierszczyźnie. Niewielu z nich, którzy w centralnej Polsce mieli bliskich krewnych /posiadających możliwość ich przyjęcia/ - decydowało się na rychły wyjazd,  pokonując różne przeszkody stawiane im teraz przez stronę radziecką. Pozostali liczyli na to, że „z biegiem czasu - Odrodzona Polska okrzepnie i sytuacja unormuje się”.

W niedługim stosunkowo czasie okazało się, jakie dramatyczne skutki przyniosły traktatowe decyzje dla ludności polskiej. Już w latach trzydziestych mniejszość ta została poddana niezwykle ciężkim doświadczeniom. Czekała ich kolektywizacja /konieczność oddania ziemi do kołchozów/, następnie okres tzw.”wielkiego głodu” i stalinowskiego terroru.

Jednocześnie rozpoczęto operację „oczyszczania” z Polaków przygranicznego pasa ZSRR. W okresie 1936-1939, a więc jeszcze kilka lat przed II wojną światową - zesłano /deportowano/ pod nadzór NKWD do Kazachstanu według różnych szacunków ok. 36 tys. Polaków a znaczną część z pozostałych wymordowano.

Tragedia ta nie ominęła 11 – letniej wówczas dziewczynki Józefy, którą wiosną 1936r. wywieziono do Kazachstanu razem z rodzicami i młodszą – 7 letnią siostrą Leontyną. W pośpiechu spakowany, podręczny bagaż z odzieżą i żywnością stanowił teraz cały majątek rodzinny. Podróż pociągiem towarowym, do którego załadowano dziesiątki polskich rodzin trwała dwa tygodnie w koszmarnych warunkach. Transportów takich było wiele.

Dojechali do stacji TAJYNSZA w północnym Kazachstanie. Wyprowadzono ich na pusty, bezkresny step, gdzie nie było nic. Cztery noce spali na gołej ziemi. Grupki dzieci, osób starszych i chorych otaczali dorośli mężczyźni i rodzice dla ochrony przed napaściami wilków.

Następne transporty zesłańców przewożone były w inne odległe miejsca, co miało zapewne utrudnić porozumiewanie się ze sobą. Chcąc przeżyć kopali ziemię i drążyli w niej jamy, w których można było trochę osłonić się od wiatru. Co silniejsi i zdrowsi szukali ludzkich osiedli, po pewnym czasie nawiązano kontakt z osadą Kazachów. Powstał handel wymienny. Ludzie bardzo biedni pomagali biedniejszym od siebie...

Wiele lat później, dnia 24.06.2006r. na stacji kolejowej Tajynsza / do 1997 r. Krasnoarmiejsk/ została odsłonięta tablica pamiątkowa w 70 rocznicę deportacji pierwszego transportu Polaków w te okolice. Na tablicy widnieje inskrypcja o treści:

"PAMIĘCI POLAKÓW DEPORTOWANYCH W 1936 r.

WDZIĘCZNI KAZACHSTANOWI I NARODOWI KAZACHSTAŃSKIEMU ZA WSPÓŁCZUCIE, ŻYCZLIWOŚĆ

I OKAZANĄ W CIĘŻKICH CZASACH POMOC "

Na pewno pozostaną na zawsze we wdzięcznej pamięci zwykli ludzie dobrej woli, którzy wówczas pomagali zesłańcom, chociaż sami niewiele posiadali : Polacy, Kazachowie, Rosjanie, Uzbecy i inni – których nie sposób wszystkich wymienić  - a bez ich pomocy trudno byłoby przeżyć.

Szczególną rolę odegrali tu duchowni różnych wyznań, księża i zakonnicy pozostający z ludźmi spragnionymi posługi kapłańskiej, niosący nadzieję na przetrwanie /często potajemnie/. Powszechnie znaną osobą w Kazachstanie był wieloletni „łagiernik” - Ks. Władysław Bukowiński /1904-1974/, niosący Chrystusa tam, gdzie ludzie byli pozbawieni godności. Dnia 11 września 2006r. w katedrze Matki Bożej Fatimskiej i Matki Wszystkich Narodów w Karagandzie odbyła się jego uroczysta beatyfikacja.

 

Ziemia w Kazachstanie jest równie żyzna jak na Podolu, ale letnie upały i susza, a w zimie mrozy sięgające – 40 st nie sprzyjały rolnictwu i znacznie utrudniały życie nieprzyzwyczajonym do takiego klimatu zesłańcom. Bez przerwy wiał wiatr a pył wciskał się we wszystkie szczeliny ziemianek. Głęboko w pamięć zapadły zimowe, gwałtowne burze śnieżne – burany, niosące nawet śmierć nieprzygotowanym do nich ludziom.

Ze względu na bardzo trudne warunki ludzie zaczęli chorować i często umierać. Wkrótce zmarła też siostra Józefy – Leontynka, na zapalenie opon mózgowych. Wokół osad ludzkich powstawały cmentarze ... a życie płynęło dalej. Z czasem, obok ziemianek wyrastały lepianki, potem gorsze lub lepsze domy.

Praca, którą wykonywali w różnych miejscach, często znacznie oddalonych od siebie – oznaczała życie w myśl powszechnej zasady: „kto nie pracuje, ten nie je”. Czas nieubłaganie upływał na zmaganiu się z klimatem, poszukiwaniem pracy, jedzenia, opału czy budowaniem lepszego siedziska.

Rodzina Józefy funkcjonowała na jakimś poziomie dzięki temu, że jej ojciec Bronisław Ataman posiadał poszukiwany zawód: był kowalem – przed zesłaniem i w Kazachstanie.

 

Nadszedł trudny czas wojny niemiecko – rosyjskiej /22.06.1041r./. Zarządzeniem władz wszystkie środki i działania skierowane zostały na potrzeby frontu. Brakowało przede wszystkim żywności.

Dnia 25.02.1943r. Józefa została przymusowo wysłana do brygady roboczej na Syberię – do sowchozu Aksakarowka /Niżny Tagił/ w obwodzie swierdłowskim. Po prostu została zabrana ze szkoły z trwającej lekcji.

W kwietniu 1944r. otrzymała 2-tygodniowy urlop i przepustkę na odwiedziny rodziców. Wtedy wyszła za mąż za Bronisława Nicewicza, również zesłańca – zmieniając nazwisko, co jak się później okazało – uratowało jej życie.

Mąż Józefy – Bronisław Nicewicz po ukończeniu 7- klasy zaczął pracować w kołchozie jako traktorzysta, w związku z czym do roku 1944r. nie był powoływany do odbycia służby wojskowej. Stało się to dopiero w sierpniu 1944r., wtedy został wysłany na front. Powrócił szczęśliwie do domu w marcu 1948r. Po wojnie pracował jako stolarz w kołchozie, do końca swojego życia.

Dnia 1.09.1944r. Józefa Nicewicz podjęła naukę w Szkole Medycznej w Petropawłowsku /północny Kazachstan/, którą ukończyła w lipcu 1947r. - po czym rozpoczęła pracę jako felczer. Przepracowała w tym zawodzie 44 lata.

Małżeństwo Józefy i Bronisława Nicewicz doczekało się potomstwa w postaci 2 córek i 2 synów. Dzieci dorastały, pokończyły różne szkoły, rozpoczęły pracę i pozakładały swoje rodziny. Po latach wybrały własną, dorosłą drogę życiową, natomiast Józefa nigdy nie pozbyła się myśli o powrocie do Polski.


Rodzina Nicewiczów - Kazachstan ( 1961r. )


Gdy tylko pojawiła się taka szansa w postaci powstania Związku Polaków w Kazachstanie z połączenia 6 organizacji polonijnych /10.04.1994r./ - postanowiła ją wykorzystać czyniąc wszelkie możliwe starania w sprawie repatriacji.

Swoją determinacją zachęciła córkę Halinę Wierzbicką, która wraz ze swoim mężem Aleksandrem i swoją rodziną podjęła działania swojej Mamy w celu wyjazdu do Ojczyzny.

Było to niezwykle trudne przedsięwzięcie. Trzeba było najpierw udowodnić urzędowo i „na piśmie”, że posiada się polskie korzenie. Także udowodnić znajomość języka polskiego oraz kultury polskiej.

Kompletowanie wymaganych dokumentów trwało długo. Drugi wymóg był łatwiejszy, wszak w domu Nicewiczów mimo upływu lat tradycje polskie były podtrzymywane. Dopomogło również środowisko Polaków skupionych wokół Związku Polaków w Kazachstanie.


Józefa Nicewicz z Rodziną (Kazachstan - 2011r.)

 

Długotrwałe procedury trwające latami przyniosły w rezultacie pozytywny skutek: wielopokoleniowa rodzina Józefy Nicewicz otrzymała zaproszenie z Gminy Bobrowniki do stałego osiedlenia się w sołectwie Sączów. I tak oto 29 października 2012r. staropolskim zwyczajem - chlebem i solą powitaliśmy w Sączowie wielopokoleniową 7- osobową  rodzinę Pani Józefy Nicewicz.


( Bobrowniki TV)


Na tym historia Nicewiczów nie kończy się. Tak zwaną „sztafetę pokoleń” przejmują teraz Wierzbiccy.

Na polskiej ziemi, pośród nas. Z całego serca życzymy im: SZCZĘŚĆ BOŻE!

 

 

P.S.

Artykuł na podstawie wspomnień Śp. Józefy Nicewicz przygotował Pan Michał Kuna. Pani Halina Wierzbicka wyraziła zgodę  na publikację  na naszej stronie wspomnień i zdjęć rodzinnych swojej  mamy. Bardzo dziękujemy.

 
Drukuj PDF


S Y B E R I A D A   P O L S K A

- tragiczne losy Polaków  zesłanych w latach 40. XX wieku na Syberię


Dnia 10 lutego 2019r. minęła 79 rocznica pierwszych wojennych deportacji i masowych wywózek ludności polskiej w głąb Rosji Sowieckiej -  na Sybir.

Trudno jest pozostać obojętnym wobec takich rocznic, szczególnie  jeśli posiadało się w swojej rodzinie bliską osobę, którą dotknął ten koszmar. Również trudno jest powstrzymać emocje, jeśli spotykasz taką osobę na co dzień, po sąsiedzku lub znajdujesz ją w kręgu swoich znajomych.

Mając dzisiejszą wiedzę na temat II wojny światowej, okupacji niemieckiej i sowieckiej, o czasach stalinizmu i komunizmu w Polsce – odczuwamy nieustannie podziw i szacunek dla ludzi, którzy to przetrwali.


Nazwy: Sybir, Syberia kojarzą się Polakom „od zawsze” z grozą przymusowego wysiedlenia w urągających człowieczeństwu warunkach, nieustannym głodem, morderczą pracą w surowym klimacie na (jak to powszechnie określano) - nieludzkiej ziemi.

Niewiele jest polskich rodzin, gdzie nie ma jakiejś cząstki tej historii: okruchów pamiątek, śladów po kimś, kto doświadczył takiego losu. Historie wywózek to przede wszystkim wielkie tragedie wielu tysięcy polskich rodzin.

Skąd pochodzi nasza wiedza o tych tragediach, skoro przez dziesiątki lat „zawodowi kłamcy” ukrywali ją, zaciemniali lub posługiwali się manipulacją wobec faktów historycznych ?


Należy przypomnieć, że pojęcie agresji sowieckiej na Polskę dokonanej bezprawnie 17.09.1939r., - która jest jedną z przyczyn deportacji wojennych ludności polskiej – nie istniało od początku PRL.

Szczególnie dla młodzieży przeznaczona była wersja, że...”była to operacja wyprzedzająca armii sowieckiej mająca na celu ochronę ludności Zachodniej Białorusi i Ukrainy przed nacierającym hitlerowskim okupantem”...

Tylko, że...zagrabione wówczas polskie terytorium nigdy już do Polski nie wróciło a zamieszkała tam ludność polska została deportowana na daleki Wschód – skąd wielu nigdy już nie powróciło do Ojczyzny. Ich groby rozsiane są wśród bezkresnych syberyjskich pustkowi.

Bezcennym źródłem wiedzy o deportacjach są bezpośrednie przekazy żyjących uczestników tamtych wydarzeń lub ich potomków a także wiele tysięcy spisanych świadectw, opublikowanych wspomnień, dzienników, pamiętników i opowieści.

Istnieje na ten temat przebogata literatura wspomnieniowa oraz opracowania naukowe. Warto w tym miejscu wspomnieć zmarłą niedawno ( 7.03.2019r) śp. Barbarę Piotrowską - Dubik, cenioną lekarkę chorób dziecięcych i działaczkę społeczną , która w kwietniu 1940r. jako córka oficera W.P. II Rzeczypospolitej została zesłana wraz z matką i rodzeństwem na Syberię i do Kazachstanu, gdzie pracowała niewolniczo do maja 1946r. Świadectwo zesłania utrwaliła na kartach wspomnień „KWIATY  NA  STEPIE”.


Jeśli ktoś chciałby pogłębić swoje wiadomości w tym zakresie to można polecić lekturę relacji historycznej A. Sołżenicyna p.t. „Archipelag GUŁAG” lub A. Applebaum p.t. „GUŁAG”.

Jeszcze 30 lat temu tego typu opracowania i książki były w PRL zakazane. Istniały jedynie w tzw. „drugim obiegu”. Ich posiadanie oraz czytanie zagrożone było karą i dotkliwymi represjami ze strony władzy.

Jeszcze (w wielkim skrócie) nieco historii dotyczącej deportacji i zsyłek Polaków na Syberię po wybuchu II wojny światowej:

Jak wiadomo, od początku rosyjskiej obecności na tej ziemi /XVI w./ - Syberia stała się miejscem kary i wygnania. O ile we wcześniejszym czasie na Sybir skazywano konkretne osoby za konkretne czyny, to w wieku XX terror komunistyczny przyjął zasadę zbiorowej odpowiedzialności.

Deportacje nabrały charakteru masowego i objęły nie tylko rodziny, ale też całe grupy społeczne, narodowe lub religijne.

Nowym narzędziem opresji w Rosji sowieckiej a następnie w ZSRR stał się GUŁAG – system niewolniczych obozów pracy, opisany w sposób profesjonalny przez autorów podanych wyżej pozycji literackich.

W czasie II wojny światowej – a ściślej biorąc, w okresie okupacji ziem polskich (po agresji sowieckiej 17 września 1939r.) miały miejsce 4 wielkie akcje deportacyjne.

Piąta wywózka rozpoczęła się tuż pod koniec wojny – dotyczyła głównie Polaków i Ślązaków zamieszkałych na Górnym Śląsku i Opolszczyźnie. Ze względu na jej specyficzny sposób przeprowadzenia - zasługuje na osobne omówienie. W świadomości społecznej postrzegana jest jako Tragedia Górnośląska.


Chronologia deportacji i wywózek w okresie II wojny światowej:

  1. W nocy z 9 na 10 lutego 1940r. decyzją Stalina i najwyższego kierownictwa sowieckiego deportowano ok. 140 tys. mieszkańców wsi i kolonii z Kresów II RP , wywożąc ich na Wschód i Północ Rosji. W pierwszej kolejności znalazły się tam osoby, które nabyły ziemię w drodze parcelacji /t.zw. osadnicy/ oraz osoby zatrudnione przy ochronie lasów prywatnych i państwowych tzw. leśnicy.

  2. W dniach 12/13 kwietnia 1940r. dopełniono dzieła lutowej wywózki. Deportowano rodziny osób wcześniej represjonowanych - w tym jeńców, których w tym samym czasie mordowano w KATYNIU. Około 60 tys. wywiezionych rozsiedlono w Kazachstanie do pracy w kołchozach i sowchozach a kilka tysięcy z nich zatrudniono przy budowie linii kolejowych.

  3. Koniec czerwca 1940r. to następna duża deportacja i następna kategoria wywożonych. Usunięto w ten sposób tzw. bieżeńców, czyli uchodźców z Polski centralnej, którzy uciekli na wschód (często do swoich krewnych ) w obawie przed niemieckimi prześladowaniami. Niestety, nie istnieją dane pozwalające dokładnie określić wielkość tej grupy.

  4. Kolejna, masowa deportacja miała miejsce rok później, tuż przed wybuchem wojny niemiecko – sowieckiej (22 czerwca 1941r.) Wysiedlanie członków organizacji uznanych za kontrrewolucyjne i ich rodzin trwało od końca maja do 18 czerwca, choć ostatnie transporty ruszały jeszcze 22 czerwca. Szacuje się, że w tym czasie na Syberię wywieziono ok. 85 tys. osób.

  5. Pod koniec stycznia 1945r. Armia Czerwona wkroczyła na Górny Śląsk wyzwalając kolejne miasta (Gliwice, Zabrze, Bytom) i okoliczne miejscowości śląskie oraz opolskie. Potraktowano je jako zdobycz (przed wojną były to terytoria niemieckie,zamieszkałe zarówno przez Ślązaków pochodzenia niemieckiego jak również przez Polaków). Rosjanie dopuścili się tam zbrodni wojennej, w okrutny sposób represjonując cywilnych mieszkańców. Niektóre źródła podają, że dotknęło to nawet 90 tys. ludzi. Część z nich została wymordowana na miejscu, część została osadzona w poniemieckich obozach (w Sosnowcu, Mysłowicach, Świętochłowicach, Łambinowicach i innych) i poddana nieludzkiemu traktowaniu. Wspomnienia świadków tamtych wydarzeń zawierają wiele drastycznych opisów zbrodni, których pragnę zaoszczędzić czytelnikom. W tym czasie dokonano wywózki ok.45 tys. ludzi, głównie górników – wyłapywanych często zaraz po zakończeniu zmiany w kopalniach (np. z kopalni "Rozbark" czy huty "Bobrek" w Bytomiu). Deportowani pracowali w niewolniczych warunkach w różnych częściach Związku Radzieckiego, głównie w kopalniach i zakładach przemysłowych Zagłębia Donieckiego, na Uralu, Syberii, Kamczatce, w Kazachstanie i Białorusi. Ich cierpienia upamiętniane są od kilku lat przez społeczeństwo poprzez rocznicowe zgromadzenia wokół licznych pomników i lokalnych tablic pamiątkowych. Ostatnie osoby zostały zwolnione dopiero w latach 50 ub. wieku. Do Polski powróciło tylko ok. 5 tys. osób. Wśród ofiar znajdował się brat ojca (stryj) obecnego metropolity katowickiego – abpa Wiktora Skworca. Dzięki mozolnej, wieloletniej pracy historyków śląskich (A. Dziurok, D. Węgrzyn) udało się ustalić i zweryfikować wiarygodną imienną listę wywiezionych Ślązaków, we współpracy z ich krewnymi oraz licznymi instytucjami w kraju i za granicą.


Na podstawie udostępnionych Polsce części archiwów sowieckich wyliczono, że w sumie – w czasie II wojny światowej deportowano z ziem polskich w głąb Związku Sowieckiego około 320 tys. osób.

Historycy uważają, że liczba ta jest znacznie zaniżona - pełne dane znajdują się wciąż w archiwach sowieckich.

Według innych szacunków faktyczna liczba osób deportowanych w następstwie okupacji sowieckiej może wynosić około miliona Polaków. Ile osób przeżyło, ile powróciło do Ojczyzny? Dokładnie nie wiadomo, brak jest takich danych.


Rok 1941 przyniósł swego rodzaju przełom w stosunkach polsko – sowieckich. Jego przyczyną był atak Niemiec na ZSRS, w wyniku czego Związek Sowiecki zawarł antyniemiecki traktat sojuszniczy najpierw z Wielką Brytanią, a 30 lipca 1941r. - z Polską tzw. układ Sikorski-Majski. Mówimy o przełomie „swego rodzaju”, bo nie był to przełom w pełni tego słowa znaczeniu. Związek Sowiecki nie uznał bowiem przedwojennych granic Polski, twierdząc, że ziemie polskie zagarnięte w 1939r. stanowią jego własność (podstawą tych roszczeń były sfałszowane „wybory” przeprowadzone na okupowanych Kresach jesienią1939r.)

Następstwem układu lipcowego było ogłoszenie przez władze sowieckie „amnestii” dla represjonowanych obywateli polskich, utworzenie ambasady polskiej a później zezwolenie na utworzenie z wolnych już „łagierników” wojska polskiego. Sformowana Armia Polska pod dowództwem gen. Andersa liczyła w końcowej fazie rekrutacji ok.120 tys. żołnierzy. Przerzut wojska do Persji (dzisiaj Iranu) dla ochrony brytyjskich pól naftowych odbył się w sierpniu 1942r. Razem z wojskiem ewakuowało się około 25-30 tys. byłych zesłańców, w tym kobiety, starcy i dzieci. Armia Andersa przeszła swój chwalebny „szlak nadziei” przez trzy kontynenty - zdobywając m.in. Monte Cassino, Ankonę i Bolonię we Włoszech. Natomiast los cywilów po opuszczeniu z wojskiem Związku Sowieckiego skazał ich na dalszą tułaczkę po krajach Dalekiego i Bliskiego Wschodu, Afryki czy Nowej Zelandii.

W dokumentach czytamy, że część byłych zesłańców (ok.18 tys. Polaków w tym ok.8 tys. dzieci) do 1948r. zatrzymała się w Ugandzie, w ośrodkach dla uchodźców nad jeziorem Wiktoria (m.in. w wiosce Kojy), gdzie znalazło upragniony spokój i wypoczynek. Cmentarze tych, którzy odeszli na skutek wyniszczenia i chorób nabytych podczas zesłania znajdują się w wielu miejscach na ich drodze do Ojczyzny.

Odbudowany cmentarz polskich Sybiraków w wiosce Koja niedaleko stolicy Ugandy. Foto: http://www.udskior.gov.pl/


Warto w tym miejscu przypomnieć postać Hanki Ordonówny a wł. Marii Anny Tyszkiewiczowej, - znanej polskiej piosenkarki, autorki wierszy oraz tekstów piosenek, tancerki i aktorki (1902-1950). Doznała losu zesłańców polskich. Po zwolnieniu z łagru w Uzbekistanie zajęła się m.in. organizowaniem pomocy dla osieroconych dzieci zesłańców. W wyniku zerwania przez ZSRS stosunków z rządem RP (co nastąpiło w 1943r. po ujawnieniu zbrodni katyńskiej) została ewakuowana razem z sierocińcem – liczącym ponad 200 maluchów przez Bombaj w Indiach do Bejrutu w Libanie. Napisała o tym książkę p.t. „TUŁACZE DZIECI” pod pseud. Weronika Hort.

Tułacze dzieci - zdjęcie 1

W 1943r. część zwolnionych z łagrów zesłańców, która np. nie zdążyła na rekrutację do Armii Andersa - została zwerbowana do 1 Polskiej Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki a potem 1 Korpusu Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. Około 100 tys. byłych „łagierników” w drodze do Polski wzięło udział w jej wyzwalaniu dochodząc z Armią Czerwoną aż do Berlina, gdzie doczekali końca II wojny światowej.

Po zakończeniu wojny odbyło się kilka akcji repatriacyjnych Polaków ze Wschodu. Były to tzw. fale repatriacyjne w latach: 1944-1948, 1955-1958 oraz w latach 90 ub. stulecia. Miały one charakter masowy i powstały na skutek różnych porozumień międzynarodowych. W świadomości Polaków zastrzeżenie budzi jednak samo użycie pojęcia REPATRIACJA w stosunku do osób, które nigdy nie opuszczały Ojczyzny z własnej woli a za granicami kraju znalazły się na skutek przesunięcia granic lub przymusowej wywózki. Niektórzy proponują używania terminu IMPATRIACJA w znaczeniu „uojczyźnianie”, czyli procesu adaptacji repatriantów do życia w odzyskanej Ojczyźnie oraz ich integracji ze społeczeństwem.

Do tej pory wydaje się, że zrobiono zbyt mało w porównaniu do innych krajów - aby umożliwić powrót do Ojczyzny wszystkim Polakom, którzy tego oczekują.

Jest wreszcie nadzieja, że nowa Ustawa w tej sprawie ( Ustawa z dnia 7.04.2017 r. o zmianie ustawy o repatriacji oraz niektórych innych ustaw), nad którą pracował śp. poseł Maciej Płażyński, a kontynuował Jego dzieło w postaci „projektu obywatelskiego” syn Jakub Płażyński – ureguluje i rozwiąże ten problem.

W III części „Dziadów” A. Mickiewicz opisał narodowe męczeństwo Polaków prześladowanych przez carską Rosję za ich dążenia do wolności.

Odnosząc się do sprawy patriotów polskich, zsyłanych na Sybir użył takiego zdania: ”JEŚLI ZAPOMNĘ O NICH, TY BOŻE NA NIEBIE, ZAPOMNIJ O MNIE”...

Jest to ważne przesłanie dla nas i dla przyszłych pokoleń, aby pamiętać o tych którzy cierpieli głód i poniewierkę dlatego, że byli Polakami.

Depozytariuszem oraz strażnikiem pamięci tamtych wydarzeń została polska organizacja, grupująca byłych zesłańców w kraju i poza granicami, którzy nazwali się Sybirakami. Jest to Związek Sybiraków, reaktywowany po wojnie dopiero 17.12.1988r.

Za cel swojej działalności stawia on sobie m.in. upamiętnianie losów zesłańców polskich i opieka nad ich grobami oraz roztaczanie opieki nad inwalidami i członkami rodzin po zmarłych lub poległych Sybirakach. Oddziały Związku znajdują się prawie w każdym większym mieście w Polsce. W n/województwie grupują środowiska zesłańców Koła Miejskie w Katowicach, Częstochowie, Gliwicach, Dąbrowie Górniczej, Bytomiu,Tarnowskich Górach, Jastrzębiu Zdroju, Raciborzu, Rybniku i Sosnowcu.

Istnieją również liczne Stowarzyszenia Pamięci Zesłańców Sybiru oraz szkoły podstawowe i średnie imiennie związane z Sybirakami.

Historia Związku liczy sobie niemal 100 lat. Jego nazwa łączy się ze słowem SYBIR, który dla byłych zesłańców nie jest pojęciem geograficznym lecz symbolem represji caratu a później Stalina i jego następców wobec , zsyłanych tam do łagrów i więzień.

Święto Sybiraków obchodzone jest od 1991r. w dniu 17 września, data upamiętnia napaść ZSRR na Polskę w 1939 r. Rok 1993 został ogłoszony " ROKIEM SYBIRAKA". W 2013 r Sejm Rzeczypospolitej Polskiej podjętą przez aklamację Ustawą ustanowił dzień 17 września "DNIEM SYBIRAKA".

Związek posiada swoje godło (orzeł z koroną i rozerwanymi łańcuchami) oraz swój hymn, ze słowami, które ułożył Sybirak Marian Jonkajtis, muzykę skomponował Czesław Majewski.

Nadaje własne Odznaczenia Honorowe Sybiraka. W dniu 17.10.2013 r. Sejm RP ustanowił odznaczenie państwowe: Krzyż Zesłańców Sybiru, nadawany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.

Awers Rewers Źródło:Wikimedia Commons

W wielu miastach Polski, wszędzie tam – gdzie mieszkają Sybiracy - znajdują się pomniki oraz tablice pamiątkowe, upamiętniające polskich zesłańców.

W Radzionkowie powstało Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945r.upamiętniające ofiary Tragedii Górnośląskiej.

Centrum Deportacji Górnoślązaków. W sobotę muzeum otworzy prezydent Komorowski


Na zdjęciach poniżej pomniki Tragedii Górnośląskiej - po lewej w Mysłowicach, natomiast po prawej  w Bytomiu - Miechowicach.


Rada Miasta Katowice Uchwałą z dnia 27.09.2010 r. nadała nazwę placowi położonemu w Katowicach u zbiegu ulic Techników i Wiertniczej w dzielnicy Dąbrówka Mała: " RONDO ZESŁAŃCÓW SYBIRU"


Pomnik  SYBIRACY – SYBIRAKOM znajduje się w Katowicach przy ul. Francuskiej.



Pewnie niewielu z nas wie, że losu zesłańca doświadczyła nasza rodaczka, mieszkanka SĄCZOWA – śp. Józefa NICEWICZ, której dane było powrócić do Polski w 2012 r. wraz z rodziną. W niedługim czasie dołączyła do nich kolejna rodzina. W tym miejscu posłużę się cytatem z książki Zbigniewa Domino pt. „Syberiada polska” -  ”NIE ODBIORĄ CI OJCZYZNY, JEŚLI NOSISZ JĄ W SERCU”. I tak się stało.

(Bobrowniki TV)

Staropolskim zwyczajem - chlebem i solą - 29 października 2012r. powitaliśmy w Sączowie wielopokoleniową 7-osobową  rodzinę Pani Józefy Nicewicz- repatriantów  z Kazachstanu.

Na stronie youtube dostępny jest wzruszający zapis pt. „Po latach tułaczki wrócili do kraju”. Jest to relacja „na żywo” Józefy NICEWICZ i Jej rodziny dotycząca przeżyć i doświadczeń z Kazachstanu, tuż po powrocie do Ojczyzny.

Śp. Józefa Nicewicz odeszła dnia 15.12.2015r. i spoczywa na Cmentarzu Parafialnym w Sączowie. Wieczne odpoczywanie racz Jej dać Panie...


Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć czytelnikom ostatnią zwrotkę hymnu Sybiraków:

"...I myśmy szli i szli - dziesiątkowani!

Choć zdradą pragnął nas podzielić wróg...

I przez Ludową przeszliśmy – niepokonani

Aż Wolną Polskę raczył wrócić Bóg!!!"

Korzystałem z wiadomości internetowych oraz z bogatej literatury wspomnieniowej Sybiraków.

Michał Kuna ( 16 lutego 2019r.)

Postscriptum:

Zapewne uważni czytelnicy artykułu zauważyli,że Autor  w tekście użył skrótu ZSRS a nie ZSRR.  Myślę, że uzupełnieniem i jednocześnie odpowiedzią na to pytanie  będzie wyjaśnienie Pani  dr hab. Magdaleny Smoleń-Wawrzusiszyn - adiunkta Katedry Języka Polskiego KUL, które pozwolę sobie w tym miejscu przytoczyć:

"Rosyjska nazwa tego historycznego państwa brzmi Sojuz Sowietskich Socjalisticzeskich Riespublik. W związku z obecnością w nazwie państwa przymiotnika советский (sowieckij) o wyżej wymienionym znaczeniu powstał problem oddania jego treści w języku polskim. W roli oficjalnej nazwy państwa początkowo stosowano formę Związek Socjalistycznych Republik Rad (bez tworzenia przymiotnika, w skrócie ZSRR). W dwudziestoleciu międzywojennym w nazwie tej, a także poza nią kiedy chciano określić coś, co odnosiło się do tego państwa, stosowano przymiotnik sowiecki, stąd nazwa Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS). Formę radziecki, której użycie znane jest w polszczyźnie ok. 1644 r. w odniesieniu do rady miasta, zaproponował w 1938 roku sowietolog Wiktor Sukiennicki. Upowszechniła się ona w okresie PRL-u. Obecnie stosowane są obie formy – są one uważane za poprawne i synonimiczne, aczkolwiek w niektórych kontekstach forma sowiecki (tak jak Sowieci w stosunku do Rosjanie) może mieć konotację negatywną."

Jednocześnie dziękuję Panu Michałowi Kunie za bardzo ciekawy artykuł - dla młodzieży i nie tylko, to doskonała lekcja historii na temat tragedii, o której nigdy nie wolno nam zapomnieć. Joanna Waler

 
Drukuj PDF

 

 

KSIĄDZ SZAMBELAN BOLESŁAW PIEŃKOWSKI

Niestrudzony -  W służbie Bogu, Kościołowi i ludziom.


15.09.1874r. -  1.08. 1944r.

Ks. Bolesław Nikodem Pieńkowski urodził się 15.09.1874 r. w Pieńkach Borowych /k. Kolna na Podlasiu/ jako syn Baltazara i Józefy z d. Mościckiej.

Przodkowie /po mieczu/ przyszłego księdza przyjęli nazwisko od wsi Pieńki, położonej w ziemi nurskiej – stanowiącej wówczas jednostkę terytorialną Księstwa Mazowieckiego ze stolicą Nur. Pochodzili ze starego szlacheckiego rodu herbu p.n. Suchekomnaty - którego powstanie datuje się na lata 1241/1243.

Przyszły kapłan pobierał nauki najpierw w szkole elementarnej w Dobrzyjałowie, a od 1886 r. w gimnazjum w Łomży.

W 1892 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Sejnach, lecz po dwóch latach przeniósł się do Seminarium Duchownego w Kielcach.

Święcenia kapłańskie otrzymał dnia 9.09.1897 r. Posługę duszpasterską rozpoczął jako wikariusz w parafiach: Mstyczów /1897-1898/, następnie Włodowice /1898-1899/ i Czeladź /1899-1908/. Był proboszczem w parafiach: Stary Sielec w Sosnowcu /1908-1912/, Koziegłowy /1912-1920/ oraz w SIEMONI /1920-1944/.

Jak zaznaczono powyżej, w dorosłym życiu Ks. Pieńkowskiego występuje kilka miejscowości związanych z etapami Jego posługi kapłańskiej. Wśród nich wybrałem: Czeladź, Sosnowiec, Koziegłowy i Siemonię.

Przy opisie każdego etapu zamieściłem skrócony kontekst historyczny. W moim zamyśle ma to pobudzić wyobraźnię czytelnika, dla bardziej wnikliwego spojrzenia na rzeczywistość, w której przyszło Mu działać.


- CZELADŹ – to miejsce, gdzie przepracował 9 lat jako wikariusz /1899-1908/. Jest to najstarsze miasto Zagłębia i jedno z najstarszych miast w Polsce. Nazwa wymieniona została w zachowanym dokumencie Kazimierza Opolskiego z 1228 r. a od roku 1260 znane jest funkcjonowanie parafii, której patronem został polski święty – patron Polski i Krakowa - Św. STANISŁAW, biskup krakowski ze Szczepanowa.

Od połowy XIX w. za sprawą odkrycia złóż węgla kamiennego zaczął do Zagłębia napływać obcy kapitał i m.in. Czeladź zaczęła zmieniać swój charakter. Dawniej dominowało tu rzemiosło i rolnictwo oraz handel. Z uwagi na budowę dwóch kopalń węgla: „Czeladź” /1870/ i „Saturn” /1880/ oraz powstawanie mniejszych i większych przedsiębiorstw powoli stawała się ośrodkiem przemysłowym. Z czasem, liczba mieszkańców przybywających z okolicznych terenów za pracą gwałtownie wzrosła, powstawały nowe domy i osiedla robotnicze.

Istniejący kościół,wielokrotnie przebudowywany stał się niewystarczający na potrzeby parafian – a ponadto wymagał on gruntownego i kosztownego /nieopłacalnego/ remontu. Z tych powodów przed parafią stanęła sprawa budowy nowego kościoła.

Zdarzyło się wtedy, że w czasie gdy proboszczem był Ks. Ludwik Satalecki /1830-1908/ do parafii tej przybył z polecenia biskupa kieleckiego /początkowo na wakacyjne zastępstwo nieobecnego wikariusza/ – młody, energiczny wikariusz Ks. Bolesław Pieńkowski.

Schorowany wówczas proboszcz włączył młodego wikariusza w sferę zagadnień dotyczących budowy nowej świątyni. Wyzwanie to z ochotą podjął Ks. Pieńkowski angażując się od razu w działania społecznego Komitetu budowy, zostając prezesem jego Zarządu. Nie zaniedbując swoich licznych obowiązków duszpasterskich okazał się duszą całego przedsięwzięcia.

Przypisuje się młodemu księdzu szereg mądrych inicjatyw i czynny udział w pracach Komitetu do których m.in. należą: wybór koncepcji budowy /na terenie ogrodu probostwa, tuż obok starego kościoła/, wybór projektu architektonicznego, pozyskanie uznanego warszawskiego inżyniera architekta /H.Kuder/ do nadzoru budowlanego a przede wszystkim uzyskanie wszelkich niezbędnych zezwoleń od władz kościelnych i niechętnej, zbiurokratyzowanej administracji rosyjskiej.

Trzeba bowiem pamiętać, że Czeladź od 1867 r. do 1914 r. była w zaborze rosyjskim w granicach powiatu będzińskiego, w guberni piotrkowskiej. Jednocześnie, za udział wielu czeladzian w powstaniu styczniowym 1863 r. rząd carski ukarał miasto przez degradację do postaci osady i przyłączył je do gminy Gzichów /obecnie dzielnica Będzina/.

Sprawozdanie Komitetu budowy z 1904 r. informuje o zebraniu na cel budowy nowego kościoła blisko 8 tysięcy rubli a dzięki inwencji Ks. Pieńkowskiego można było liczyć na dalsze wsparcie finansowe /i nie tylko/ Dyrekcji obydwu kopalń. Wyjednano m.in. prawo bezpłatnego łamania kamienia w jednym z okolicznych kamieniołomów. 17.09.1905 r. firma „Strożyk” ze Strzemieszyc rozpoczęła wykopy pod fundamenty. Równocześnie ociosywano kamień i murowano.

Istnieją przekazy, że Ks. Pieńkowski kierował a jednocześnie bardzo dużo fizycznie pracował na budowie razem ze wszystkimi. W przypadku, gdy brakło pieniędzy na wypłatę dla pracowników zatrudnionych na budowie - stawał na rynku i kwestował datki od przechodniów.

Monumentalna budowla kościoła, który już ponad 100 lat wznosi się nad Czeladzią budzi podziw oraz szacunek dla ówczesnych budowniczych za rozmach i skalę tego wspaniałego dzieła. Posiadając obecną wiedzę na temat stanu techniki budowlanej czy transportu w tamtych czasach /transport materiałów-konny, za i wyładunek-ręczny, przygotowanie zapraw i tłucznia  sposobem ręcznym itp./ można dopiero docenić ich trud i poświęcenie.

Kościół parafialny pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi

Ks. Pieńkowski angażuje się w każde dobro i potrafi szybko reagować na zło. Mimo młodego wieku cieszy się autorytetem i szacunkiem społeczności czeladzkiej. Jest postacią popularną i lubianą.

- Zapobiegł zamieszkom polsko- żydowskim w mieście /dzisiaj nazwalibyśmy je ekscesami o podłożu chuligańskim/ w 1905 r.

- W sierpniu 1906 r. poprowadził wzorową pielgrzymkę religijną czeladzian na Jasną Górę, co spotkało się z pochwałami lokalnej gazety częstochowskiej za dobrą

organizację i postawę pielgrzymów.

- Był inicjatorem powstania straży pożarnej w Czeladzi. Został pierwszym prezesem Zarządu Straży Ogniowej i jednocześnie aktywnym jego działaczem.

- Na wiosnę 1906 r. założono w Czeladzi oddział Polskiej Macierzy Szkolnej z Jego udziałem.

- W tym samym roku był współorganizatorem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i wszedł do jego Zarządu.

Dn. 24.06.1908 r. w wieku 78 lat umiera Ks. proboszcz L. Satalecki a Ks. Pieńkowski na krótko pełni obowiązki administratora parafii pw. Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi. Natomiast w niedługim czasie /pod koniec tegoż roku/ zostaje mianowany proboszczem parafii Stary Sielec w Sosnowcu.

Trzeba dodać, że parafianie czeladzcy zwrócili się do Biskupa z usilną prośbą o cofnięcie tej nominacji i przywrócenie Ks. Pieńkowskiego do Czeladzi. Niestety, odpowiedź była odmowna.

Budowę kościoła zakończono w 1913 r. za kolejnego proboszcza Ks. Antoniego Bożka, który tuż po zakończeniu prac odszedł z Czeladzi.

Dnia 13.09.1913 r. pod przewodnictwem nowego proboszcza Ks. Mieczysława-Marii Rogójskiego następuje uroczyste wprowadzenie wiernych ze starego kościoła do wybudowanej, okazałej świątyni w stylu neoromańskim .

Warto podkreślić, że Ks. Pieńkowski nigdy nie utracił serdecznej więzi z Czeladzią mimo, że przez szereg lat pracował już w innych parafiach.



-SOSNOWIEC - parafia pw. Św. Barbary. Tam zostawił ślady 4 lat swojego życia.

Sosnowiec przez całe wieki był niedużą osadą, skupioną wokół młyna nad rzeką Brynicą, na gruntach wsi Pogoń należącej do gminy Gzichów. Odkrycie węgla kamiennego, budowa kopalń i hut, przyczyniły się i tu do błyskawicznego rozwoju przemysłu. Rozpoczął się masowy przypływ kapitału obcego,głównie niemieckiego ale także francuskiego i żydowskiego. Wegetujące dotąd pośród bagien i lasów okoliczne osady oraz wsie zamieniły się w tętniące życiem miasto.

Znaczącą datą jest rok 1859, kiedy przy osadzie Sosnowiec wybudowano stację kolei warszawsko - wiedeńskiej oraz komorę celną, jako że była to stacja graniczna zaboru rosyjskiego. Kilka kilometrów dalej znajdował się już zabór austriacki oraz pruski.

Było to więc miejsce kontaktowe dla trzech zaborów /tzw. „Trójkąt trzech Cesarzy”/.

Rozwój aglomeracji obrazuje najlepiej wzrastająca liczba mieszkańców. W roku 1863 było ich zaledwie 760, łącznie w trzech wsiach: Sosnowiec, Ostrogórka i Pogoń, w 1886 – już 9 tysięcy, w roku 1897 – 36 tysięcy, w 1904 r.- 57 tysięcy, w 1914 – 114 tysięcy. Wpłynęła na to zarówno migracja zarobkowa jak też włączenie do Sosnowca kolejnych miejscowości: Starego Sosnowca, Ostrogórki, Pogoni, Sielca i Radochy,Konstantynowa, Środuli, Milowic, Zagórza, Dębowej Góry i Modrzejowa.

Prawa miejskie otrzymał Sosnowiec dopiero w 1902 r. będąc blisko 100 tysięczną osadą.

Osada Sosnowiec od najdawniejszych lat należała do parafii mysłowickiej a od roku 1820 do parafii czeladzkiej. Świątynia w Czeladzi była oddalona o 8,5 km, nic dziwnego że wielu katolików czy to ze względu na wiek czy inne trudności nie mogło w niedzielę uczestniczyć we Mszy św.

Odkąd ruszyła kolej warszawsko - wiedeńska, rozbudziło się życie kulturalne mieszkańców i wzrosły również potrzeby religijne. Wkrótce więc mieszkańcy doprowadzili do wybudowania przy stacji kolejowej kaplicy-kościółka, filii parafii czeladzkiej pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny /ok.1861 r./.

Pierwszą natomiast parafią w Sosnowcu wydzieloną z parafii czeladzkiej stała się dopiero w 1899 r. świątynia pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny /obecna katedra/. Oczywiście, sam pomysł i wybudowanie w Sosnowcu dużego kościoła ma swoją długą historię, wszak od samego początku było wiadomo, że kościółek przy stacji kolejowej nie pomieści wzrastającej liczby wiernych.

Kościół św. Barbary w Sosnowcu

Nowa parafia wzbudziła jednak spore zamieszanie w mieście. Otóż mieszkańcy przyległego Sielca, należący do parafii Zagórze mając bliżej do nowo powstałej parafii WNMP wybudowali w 1900 r. kaplicę i czynili różnego rodzaju zabiegi u władz kościelnych oraz administracji świeckiej w sprawie przyłączenie kaplicy do tejże nowej parafii. Dodać można, że Zagórze zamieszkiwało wówczas niewiele ponad 5 tys. osób, tymczasem dzielnica Sielec liczyła 25 tysięcy mieszkańców.

W latach 1902-1903 petycje mieszkańców Sielca zostały uwieńczone sukcesem. Przyłączono ich do parafii w Sosnowcu. Kolejne działania spowodowały wyjednanie zgody na wybudowanie dla nich nowej, większej świątyni. Jednak zamiast uspokojenia nastrojów nastąpił kolejny dylemat i rozłam wśród mieszkańców tej dzielnicy. Nowy problem dla skłóconych parafian powstał z powodu projektu lokalizacji nowego kościoła, który zaplanowano tam wybudować / na tzw. Nowym czy Starym Sielcu/. W rezultacie, w tej dzielnicy z biegiem czasu powstały dwie parafie: nowosielecka i starosielecka, które wzniosły własne kościoły.

Budowę świątyni pw. Św. Barbary na Starym Sielcu rozpoczęto w 1906 r. Parafię ustanowiono 19.08.1908 r., do której trafił w tym samym roku jako proboszcz Ks. Bolesław Pieńkowski. Któż lepiej wiedział od Niego jak rozmawiać z ludźmi, negocjować, rozwiązywać konflikty,dokonywać właściwych wyborów postępowania czy też jak pracować z sercem ?

Biskup kielecki Augustyn Łosiński był o tym przekonany i mimo różnych kontrowersji wybrał dobro Kościoła powierzając skłóconym parafianom właściwego kapłana, ustanawiając Go w parafii w charakterze gospodarza. Jak można było przypuszczać, kolejny - trudny odcinek obowiązków duszpasterskich Ks. Pieńkowskiego został przez Niego należycie wypełniony.

Przed wybuchem I wojny światowej całkowicie ukończono budowę kościoła oraz w znacznej części go wyposażono dzięki usilnym staraniom parafian i Ks. proboszcza Bolesława Pieńkowskiego a także Jego późniejszego następcy.


W latach 1912 – 1920  Ks. B. Pieńkowski obejmuje parafię w KOZIEGŁOWACH, która istniała już prawdopodobnie w połowie XIV w.

W czasach rozbiorów ziemie koziegłowskie weszły w skład zaboru rosyjskiego i pozostawały pod nim do 1914 r., kiedy to armia pruska zajęła te tereny.

Wojska pruskie okupowały Koziegłowy aż do zakończenia I wojny światowej w 1918 r.

Był to więc wyjątkowo trudny okres w życiu parafian oraz ich duszpasterza. Myślę, że Polakom nie potrzeba wyjaśniać co oznaczała dla tych terenów okupacja dwóch zaborców oraz opisywać ich relacji w stosunku do zwykłych mieszkańców.

Zabytkowy kościół pw. Św. Marii Magdaleny i Bożego Ciała wybudowano w stylu gotyckim w 1470 r. Dotrwał do nowszych czasów /oczywiście po wielu gruntownych remontach i przeróbkach/ dzięki solidnej budowie /grube mury opięte na zewnątrz masywnymi szkarpami/ wraz z licznymi dobudówkami.

Kościół św. Marii Magdaleny i Bożego Ciała w Koziegłowach

Stacje Męki Pańskiej, istniejące w obrębie kościoła to prawdopodobnie już działanie Ks. Pieńkowskiego. Jego zadanie w tym okresie to przede wszystkim integracja parafian oraz intensywna praca duszpasterska ze społeczeństwem a szczególnie z młodzieżą, która przez wiele lat była pod wpływem i presją administracji i ograniczonego szkolnictwa ze strony okupantów. W Koziegłowach doczekał się odzyskania niepodległości Polski i przełomu w wojnie polsko-bolszewickiej.


- SIEMONIA - to kolejne i niestety ostatnie miejsce posługi duszpasterskiej Ks. Bolesława Pieńkowskiego, gdzie był proboszczem tutejszej parafii pw. Wszystkich Świętych od 1920 r. aż do 1.08.1944r.

Na początek znów nieco historii: Ojczyzna nasza po 123 letniej niewoli odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 r.

Po wyniszczającej I wojnie światowej, nastąpiła kolejna batalia z nawałą bolszewicką, zakończona militarnym, polskim zwycięstwem 15.08.1920 r. Nadal jednak trwały starcia i bitwy wzdłuż wschodniej granicy. Na zachodzie kraju – w latach 1919,1920 i 1921 odbywały się Powstania , mające na celu przyłączenie Śląska do Rzeczypospolitej. Około roku 1924 nastąpiła w kraju wyczekiwana od dawna stabilizacja polityczno-gospodarcza, która umożliwiła odbudowę państwa . Zaczęto organizować polską administrację, wprowadzono nową walutę: polskiego złotego. Rozpoczęło się tworzenie oraz modernizowanie armii i policji, ochrony zdrowia i szkolnictwa. Odradzała się w wielu dziedzinach gospodarka przemysłowa. W krótkim czasie potrafiono wysiłkiem całego narodu stworzyć podwaliny niepodległej Polski.

W Siemoni powstawały lub rozwinęły działalność organizacje społeczne: Katolicki Związek Młodzieży Polskiej, Straż Ogniowa, Koło Gospodyń Wiejskich – które przyciągały do siebie lokalną społeczność. Rozpoczęła się edukacja młodzieży w Szkole Powszechnej, najpierw jednooddziałowej /1914-1924/ a w połowie lat trzydziestych już trzyoddziałowej w nowym, murowanym budynku.

Ks. Pieńkowski od samego początku nawiązał z nimi bliskie więzi, był zapraszany na zebrania z głosem doradczym i brał czynny udział w organizowanych uroczystościach.

Na stronie internetowej parafii Siemonia odnotowano, że : cytuję ...” Od 1920 roku proboszczem w Siemoni został ks. prałat Bolesław Pieńkowski, który poniósł znaczne zasługi dla odbudowy kościoła. Wybudował też dom parafialny.”

Kościół p.w. Wszystkich Świętych w Siemoni

Jako uzupełnienie w/w dodam, że zakupił dla kościoła 3 dzwony wykonane w pracowni ludwisarskiej K.G..Schwabe w Białej k/Bielska, które potem w czasie II wojny zostały zarekwirowane przez Niemców. Natomiast w domu parafialnym, wybudowanym w końcu lat trzydziestych znalazło przejściowo mieszkanie kilku kolejnych organistów - stąd powstała jego druga nazwa jako „organistówki”.

Jak zaznaczono wcześniej, Ks. Pieńkowski nigdy nie utracił sentymentu do miasta Czeladzi i jego mieszkańców. W 1923 r., już jako proboszcz parafii Siemonia ofiarował miastu Czeladź morgę ziemi z zastrzeżeniem, aby darowizna posłużyła do wybudowania polskiego gimnazjum.

Stosunkowo niedługi - bo 9 letni trud pracy Ks. Pieńkowskiego w Czeladzi zdążył się trwale zapisać w pamięci mieszkańców, którzy uhonorowali swojego byłego wikariusza dwoma wyróżnieniami:

- nadanie nazwy ulicy pełnym Jego imieniem i nazwiskiem, – decyzją Zarządu Miasta Czeladź /w miejsce ulicy Zamurnej/ w maju 1934 r.

-nadanie tytułu Honorowego Obywatela Miasta Czeladź przez Radę Miasta w dniu 12.01.1938 r.

Przed 1927 r. /brak jest dokładnej daty/ - Papież Leon XII odznaczył Go godnością SZAMBELANA JEGO ŚWIĄTOBLIWOŚCI. Jest to tytuł honorowy, nadawany przez Papieża niektórym zasłużonym duchownym oraz wybitnym arystokratom, politykom, artystom czy filantropom. Warto nadmienić, że taką samą godnością został obdarzony przez Papieża Piusa XI w 1935 r. - m.in. Feliks Nowowiejski /1877-1946/ - światowej sławy wybitny polski kompozytor, dyrygent i pedagog - za liczne dzieła muzyczne o tematyce religijnej, który szczególnie w Polsce zdobył uznanie jako twórca muzyki do wiersza M. Konopnickiej „Rota”.

Ponadto, Ks. Pieńkowski od 1927 r. był wicedziekanem a od 1931 r. dziekanem dekanatu sączowskiego. W 1931 r. został też wizytatorem religii w dekanacie sączowskim a w 1934 r. otrzymał nominację na członka Dozoru Szkolnego w Ożarowicach.

Z licznych wspomnień i przekazów rodzinnych dotyczących Ks. Pieńkowskiego zapamiętałem również taki epizod: Ks. prałat kupił sobie nowe buty za usilną namową życzliwych parafian /stare buty nie nadawały się już praktycznie do dalszego użytku /. Wkrótce podczas przejazdu przez okolice parafii zobaczył bosego, nieznanego człowieka i ... podarował mu te nowe buty. Sam nadal chodził jeszcze przez pewien czas w starych i połatanych....

Nigdy nie gardził pracą fizyczną. Widok Księdza z kosą pracującego po zajęciach na działce nikogo nie dziwił. Także Jego żarliwy sposób sprawowania liturgii oraz samotne modlitwy w pustym kościele po odprawionej Mszy św.

Posługa duszpasterska w parafii nacechowana miłością do Boga i ludzi utworzyła wizerunek człowieka – kapłana, którego się pamięta mimo upływu czasu.

Wizerunek ten będzie pełniejszy, jeżeli uruchomimy swoją wyobraźnię aby działalność Księdza Proboszcza zobaczyć w perspektywie starożytnej maksymy: - „ani jeden dzień bez kreski” czyli „ani jednego dnia bez owocnej pracy” /Pilniusz St./, - która Go cechowała.

Przebieg siemońskiej służby to tygodnie, miesiące i lata codziennych obowiązków kapłańskich a także uczestnictwo w różnych pracach społecznych, spotkaniach z dorosłymi i z młodzieżą, odwiedziny chorych. Jego udział w rozwiązywaniu sąsiedzkich sporów w roli arbitra budził podziw, ponieważ posiadał naturalne, łagodne usposobienie. Jednocześnie zapamiętane jest, że poczucie humoru, wrażliwość muzyczną oraz ojcowskie podejście do spraw dzieci i młodzieży było u Niego niezwykłe.

Nie narzekał na przeciwności losu, każdemu człowiekowi gotów był podarować swój czas. Szedł przez życie z życzliwym uśmiechem i z chęcią pomocy bliźniemu. W sposób niestrudzony.

Ks. Szambelan Bolesław Pieńkowski zmarł w sosnowieckim szpitalu /na tzw. Pekinie/ dnia 1.08.1944 r. w wieku 70 lat a w 3 dni później odbył się Jego pogrzeb na cmentarzu parafialnym w Siemoni.

Zdjęcia udostępniła  Pani Teresa Zarychta.

 

Miejsce spoczynku ks. B. Pieńkowskiego na cmentarzu w Siemoni.

 

Wyjątkowe świadectwo przekazało potomności społeczeństwo Czeladzi :

Z okazji przypadającej w 1994 r. - 120 rocznicy urodzin i 50 rocznicy śmierci Ks. Pieńkowskiego, ufundowano staraniem parafian czeladzkich tablicę pamiątkową, która została umieszczona we wnętrzu kościoła Św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Czeladzi. Także na płycie nagrobnej w Siemoni umieszczono stosowną tabliczkę pamiątkową. Pamiętamy, że od czasu kiedy Ks. Pieńkowski odszedł z Czeladzi /1908 r./ minęło już wtedy 86 lat.


Tablice pamiątkowe we wnętrzu kościoła w Czeladzi i na płycie nagrobnej w Siemoni.


Popularność Ks. Bolesława Pieńkowskiego wynikała z posiadania przez niego niezwykłego daru jakim jest CHARYZMAT. Wyróżniał się wśród innych ludzi dobrymi, pożądanymi i godnymi pochwały cechami człowieka.

Jesteśmy dumni, że Ks. Szambelan Bolesław Pieńkowski przebywał 24 lata wśród społeczeństwa naszej parafii i pozostał dla nas wzorem do naśladowania.

Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie...




Korzystałem z publikacji Anny Binek-Zajda pt.”Pro memoria” z Oficyny Saturnowskiej , z artykułu Łukasza Kożucha pt.”Pieńkowski Bolesław” - ze strony www Muzeum Saturn w Czeladzi i z książki Czesława Ryszki pt.”Matka Kościołów”, oraz z innych wiadomości internetowych – a także z przekazów rodzinnych.

Michał Kuna.








 
Drukuj PDF

 

PIERWSZY MARSZAŁEK POLSKI  -  JÓZEF PIŁSUDSKI

-  jaki był i co mówił do Polaków ?



22 czerwca 2016r. Sejm RP ustanowił rok 2017 m.in. rokiem Józefa Piłsudskiego. Uczczenie Marszałka ma związek z przypadającą dnia 5.12.2017r. – 150 rocznicą urodzin – jak zaznaczono w Uchwale - „niezłomnego bojownika o wolność i niezawisłość Polaków”.

Jednocześnie dnia 15 sierpnia obchodzone jest święto Wojska Polskiego – jako kontynuacja przedwojennego Święta Żołnierza, na pamiątkę zwycięskiej bitwy warszawskiej w 1920r. /97 rocznica/ stoczonej pod dowództwem Marszałka Józefa Piłsudskiego w czasie wojny polsko - bolszewickiej i dla uczczenia pamięci poległych obrońców Ojczyzny. Jest to dobra okazja, aby odświeżyć sobie wiadomości o tym Wielkim Polaku i jego dokonaniach.

Józef, Klemens Piłsudski urodził się 5.12.1867 r. w Zułowie na Wileńszczyźnie w rodzinie o tradycjach patriotycznych, związanych z Powstaniem Styczniowym 1863 r. Był czwartym w kolejności dzieckiem, posiadał rodzeństwo: 4 siostry i 5 braci.


W powszechnym odbiorze Józef Piłsudski to przede wszystkim twórca Legionów i niepodległej Polski, zwycięski wódz wojny polsko-bolszewickiej. Dziś już niewielu pamięta, że Marszałek nazywany był powszechnie i ciepło przez większość obywateli II RP- Dziadkiem.

Był zwyczajnym człowiekiem z wadami i słabostkami - jak każdy z nas. Miał poczucie humoru ale i ataki złości. Jak każdy, kiedyś był dzieckiem a później młodzieńcem.

Do 10 roku życia uczył się w domu, dzięki czemu opanował podstawy języka niemieckiego i francuskiego. Kolejne 8 lat spędził w rosyjskim gimnazjum w Wilnie. Patriotyczne wychowanie w domu rodzinnym zderzało się z rzeczywistością rosyjskiej szkoły. Trzy razy w ciągu nauki karany był aresztem szkolnym za rozmowę po polsku i nie oddanie honorów na ulicy generałowi gubernatorowi i dyrektorowi gimnazjum. Kiedy skończył 16 lat – zaczął palić. Niestety, tego zgubnego nałogu, podobnie jak picie dużej ilości mocnej herbaty nie pozbył się do końca życia.

W roku1885 ukończył gimnazjum i rozpoczął studia medyczne w Charkowie.  Wszystkie plany życiowe młodego Piłsudskiego zmieniły się w 1887r. 20-latek został aresztowany przez carską policję, i chociaż jego udział w spisku na życie cara Aleksandra III był minimalny, kary nie uniknął. Wyrok brzmiał: 5 lat zesłania na Syberię /Kireńsk nad Leną/. Tak skończyło się jego młodzieńcze życie i rozpoczęło się dorastanie związane z intensywną działalnością na rzecz odzyskania przez Polskę utraconej niepodległości.

„Miłość do dzieci stanowiła jedną z jego głównych cech. Przejawiała się w niej najlepiej jego miłość do człowieka i do narodu: budował Polskę nie tylko dla swego pokolenia, ale i dla tych co przyjść miały po nim. A radosny śmiech dzieci /miał dwie córki: Wandę i Jadwigę/ był dla niego najcenniejszą zapłatą za trudy i mękę życia.” -  wspominała o jego dorosłym życiu żona Aleksandra Piłsudska.

Józef Piłsudski z córkami: Wandą (ur.1918r.) i Jadwigą (ur.1920r.)

Był niesłychanie skromny: pensję, którą otrzymywał jako były Naczelnik Państwa przeznaczał na potrzeby Uniwersytetu Wileńskiego /Marszałek pod koniec 1923 r. wycofał się z polityki/. Część dochodów, także dotacje jakie otrzymywał z zagranicy, przeznaczał na wdowy i sieroty po żołnierzach Wojska Polskiego. Żył z pracy i pióra oraz wykładów w wielu miastach Polski /w Warszawie, Wilnie i Krakowie/. Przynosiło to średnio 400 zł miesięcznie, co równało się pensji kapitana WP. Pozwalałoby to na utrzymanie rodziny na jakimś godziwym poziomie, gdyby dochody napływały regularnie. Na to jednak nie można było liczyć. Nie ma w historii polskiej podobnych świadectw odnoszących się do innych przywódców.

Jeden z najbardziej rozpoznawalnych obrazów  Wojciecha Kossaka - „Marszałek Józef Piłsudski na Kasztance” z 1928 roku.

Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935 roku, ciało pochowano w krypcie pod Wieżą Srebrnych Dzwonów na Wawelu, a jego Serce zostało złożone w 1936 r. w grobie jego matki na cmentarzu Na Rossie w Wilnie. Na  czarnej granitowej płycie nagrobnej z napisem pośrodku - " Matka i Serce Syna" " zgodnie z wolą Piłsudskiego wykuto cytaty z "Wacława" i "Beniowskiego" Juliusza Słowackiego.


Warto przypomnieć największe zasługi Piłsudskiego:

-przestawienie socjalizmu w Polsce z orientacji międzynarodowej na niepodległościową,polską,

-stworzenie wielopostaciowych sił zbrojnych /milicja PPS, Polska Organizacja Wojskowa,Legiony/

-zwycięskie dowodzenie w kilku naraz wojnach z kilkoma naraz przeciwnikami /zwłaszcza ocalenie niepodległości Rzeczypospolitej i tym samym niepodległości znacznej części Europy w wojnie z najazdem rosyjskim w 1920 r./,

-bezkrwawe wyeliminowanie sił niemieckich z obszaru Polski jesienią 1918r.,

-uchronienie Polski przed rewolucją i wojną domową /listopad-grudzień 1918r./ poprzez wygrane wybory i oddanie rządów w ręce umiarkowanej prawicy /Paderewskiego/,

-utrzymanie suwerenności Polski przez racjonalną politykę międzynarodową.

Czynów, których dokonał Józef Piłsudski, a przecież wiele zostało tu pominiętych – wystarczyłoby z pewnością na kilka biografii. Kiedy zrzekł się tytułu Naczelnika Państwa miał 55 lat, mając już za sobą 35 lat ciężkich i różnorodnych prac prowadzonych z narażeniem życia, a połączonych tylko jedną ideą, którą była Polska.

Ponad 20 lat był przywódcą „podziemnego państwa” PPS, 5 lat dodatkowo kierował Organizacją Bojową, stanowiącą „partię w partii”. Przez 5 lat kierował konspiracyjnym Związkiem Walki Czynnej i tylko trochę krócej jawnymi związkami strzeleckimi, wreszcie prawie 5 lat dowodził polskimi oddziałami na frontach I wojny i wojny bolszewickiej.

Do tego trzeba dodać 5 lat Sybiru i 16 m-cy twierdzy magdeburskiej /w sumie Piłsudski poznał 17 więzień! /.

Naczelnikiem Państwa był 4 lata, jako historyk pozostawił po sobie wiele liczących się rozpraw – zwłaszcza na temat Powstania Styczniowego i Roku 1920.

Jako organizator życia państwowego współtworzył nowoczesną demokrację i budował polski patriotyzm oraz szacunek dla Wojska Polskiego. Wprowadzał w polską rzeczywistość nowe święta i nowe symbole - krzyżyki i medale, skromne a jednak porządkujące ją etycznie.

Po odzyskaniu niepodległości popularność Marszałka rosła, szczególnie w związku z wygraną batalią polsko – bolszewicką i nieudolnością kolejnych rządów. Nie brakowało mu również przeciwników : za życia i po jego śmierci, także w czasach współczesnych.  Szczególnie zaciekle zwalczały Józefa Piłsudskiego środowiska skorumpowane, którym zagrażało zmniejszenie lub utratę przywilejów. Dotyczy to niektórych dziennikarzy, pisarzy,historyków czy polityków.  Historia zna wiele haniebnych przypadków dyskryminacji „piłsudczyków' przez przedstawicieli obozów rządzących, chociaż rzadko i niechętnie się o tym przypomina.

Powtórzę za Bohdanem Urbankowskim, że „Piłsudski był jednym z ostatnich wielkich polityków, którzy sami pisali swoje artykuły i przemówienia. Można więc jedne i drugie uznać za wiarygodne źródła, z których będziemy czerpać myśli Piłsudskiego”... Marszałek wiele z nich kierował do Polaków bezpośrednio w swoich przemówieniach /często używając dosadnych, rubasznych wyrażeń/ oraz za pośrednictwem mediów i literatury.


Wiele z nich pozostaje aktualnych do dnia dzisiejszego. Pozwolę sobie przytoczyć kilka z nich:

  • „Państwa i narody, które na podstawie kłamstwa, na podstawie negowania prawdy podają myśl polityczną, dążą do zguby.”

  • „Jednym z przekleństw naszego życia, jednym z przekleństw naszego budownictwa państwowego jest to,żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy, żeśmy wychowali wśród siebie Polaków różnych gatunków.”

  • „Nieraz spotykaliśmy w Polsce ludzi twierdzących, że służba Rosji jest równoznaczna ze służbą ojczyźnie”.

  • „Żadnego narodu nie można ujarzmić bez współdziałania nikczemnej części tego narodu z okupantem”.

  • „My wam wywalczyliśmy niepodległość Ojczyzny, a wy będziecie w niej żyć, pracować i rządzić”...

  • „Choć nieraz mówię o durnej Polsce, wymyślam na Polskę i Polaków, to przecież tylko Polsce służę”.

Marszałek Józef Piłsudski zmarł 12 maja 1935 r. w Belwederze. W czasie uroczystości pogrzebowych na Wawelu prezydent Ignacy Mościcki mówił:...

”Cieniom królewskim przybył towarzysz wiecznego snu, skroń jego nie okala korona, a dłoń nie dzierży berła. A królem był serc i władcą doli naszej”...


28.01.2005 r. Rada Gminy Bobrowniki nadała Publicznemu Gimnazjum w Siemoni imię Marszałka Józefa Piłsudskiego. Uroczystość związana z nadaniem imienia szkole odbyła się 12 maja 2005 r. w 70 rocznicę śmierci Marszałka. Dzień  nadania szkole imienia oraz  wręczenia sztandaru stał się  pamiętną datą w historii szkoły, szczególnie, że przypadł w roku jubileuszowym - 70-lecia istnienia szkoły w Siemoni.

 

 

Franciszek Budek


(6.09.1916r. - 27.01.2012r.)


 

Fotografia prawdopodobnie z 1934r.                                                                                            Fotografia z czerwca 1938r.

 

Pewnie niewielu z nas wie, że nasz rodak urodzony 6.09.1916r. w Siemoni Pan FRANCISZEK BUDEK osobiście znał Marszałka Piłsudskiego, woził mu pocztę i meldunki do dworku zwanego „Milusinem” w Sulejówku z racji pełnionej służby wojskowej w Kompanii Zamkowej.

Był to pododdział piechoty Wojska Polskiego /w latach1926-1939/ przeznaczony do pełnienia służby wartowniczej w miejscu postoju Prezydenta RP oraz spełniający funkcje reprezentacyjne. Dzisiejszym odpowiednikiem tej formacji jest Kompania Reprezentacyjna czy raczej Batalion Reprezentacyjny Wojska Polskiego. Kompania była wystawiana przez 36 Pułk Piechoty Legii Akademickiej, stacjonujący w Warszawie. Podczas uroczystości państwowych Kompanii towarzyszył szwadron kawalerii, wystawiany przez słynny 1 Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Do szwadronu tego został przydzielony Franciszek BUDEK.


Ciekawostka: 1 Pułk Szwoleżerów jako jedyny w całym wojsku posiadał konie o umaszczeniu srokatym /oczywiście tylko w szwadronie dowódcy i reprezentacyjnym jako reguła regulaminowa/.

Charakterystyczna odznaka 1.Pułku Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego /na zdjęciu poniżej/ posiada kształt wielopromiennej gwiazdy orderowej, w centrum której umieszczono medalion z inicjałami Józefa Piłsudskiego, obwiedziony wstęgą orderu Virtuti Militari. Odznaka ta widoczna jest także na załączonej powyżej fotografii Franciszka BUDKA.

Dowódcą Pułku od 29.05.1927r. do 29.09.1939r. był płk. dypl. Janusz Albrecht.

W kampanii 1939r. Pułk wziął udział w składzie Mazowieckiej Brygady Kawalerii /Armia „Modlin”/Początkowo walczył na wysuniętej pozycji obronnej a następnie w rejonie Przasnysza. Od 5 do 7 września bronił linii Narwi w rejonie Pułtuska i Serocka, po czym wycofał się za linię Bugu.

Pułk działał od 11 września w dwóch grupach. Mniejsza grupa pod dowództwem gen. Andersa,  w której znalazł się Franciszek BUDEK skapitulowała 3 października przed przeważającymi siłami niemieckimi. Większa grupa /3 szwadrony liniowe/ poszła na wschód Polski, gdzie 2 października zmuszona została poddać się Sowietom.

Franciszek BUDEK dostał się do niewoli niemieckiej, skąd po wyzwoleniu tego terenu w 1945r. przez Armię Amerykańską powrócił szczęśliwie w rodzinne strony.

Założył rodzinę, wybudował dom oraz przepracował w górnictwie do czasu przejścia na emeryturę. Do tej pory zachował się jego pamiątkowy medal „za udział w wojnie obronnej 1939r.”

Odszedł dnia 27.01.2012r. w wieku 96 lat i spoczywa na cmentarzu parafialnym w Sączowie. Sąsiedzi oraz znajomi zapamiętali go jako człowieka pracowitego, wielce życzliwego z uśmiechem na twarzy, który chętnie dzielił się ze słuchaczami swoimi wspomnieniami.

NON OMNIS MORIAR – nie wszystek umarł.



Korzystałem z wiadomości internetowych oraz z książek:”Józef Piłsudski do Polaków” B. Urbankowskiego, „Marszałek Piłsudski i Polacy” J. Szaniawskiego oraz z „Pism zebranych J.P.” Fotografie Franciszka Budka pochodzą z mojego archiwum prywatnego .  -   Michał Kuna .

 
Drukuj PDF


WOJENNE LOSY ORP „ GROM" I JEGO ZAŁOGI

(z udziałem marynarza z Myszkowic )


 

Dnia 4 maja 2011 r. na cmentarzu parafialnym w Sączowie, dzięki usilnym staraniom rodziny - odsłonięto i poświęcono pamiątkową tablicę ku czci pochodzącego z MYSZKOWIC (sołectwo gminy Bobrowniki)  młodego marynarza, poległego podczas II wojny światowej - śp. Jerzego Bogusława Głażewskiego.


JERZY BOGUSŁAW GŁAŻEWSKI, syn Antoniego Piotra Głażewskiego (1880-1960) i Sylwestry Manswety Głażewskiej (Śliwińska) - (1883-1958) urodził się 9.05.1918r. w Myszkowicach. Do wojska wstąpił  3.02.1937r.  jako ochotnik i pełnił służbę na okręcie wojennym „GROM”.

Przeczytajmy o tym, jak w historię Polski oraz w dzieje tego sławnego okrętu i jego załogi wpisały się losy naszego rodaka – 21-letniego obrońcy Ojczyzny - JERZEGO  GŁAŻEWSKIEGO:

Okręt Rzeczypospolitej Polskiej „GROM” - niszczyciel (a wg ówczesnego nazewnictwa : kontrtorpedowiec) został wybudowany na zamówienie Marynarki Wojennej RP w latach 1935-1937 przez brytyjską stocznię John Samuel White & Co. Ltd z Cowes. Polską banderę podniesiono na nim 11.05.1937 r. a do służby w składzie floty RP został wcielony 28.05.1937 r.

Nazwy dla budowanych w Cowes niszczycieli (”Grom” i „Błyskawica”) określono w rozkazie Ministra Spraw Wojskowych z dn.14.05.1936r.  – zwyczajowo nadawano dużym niszczycielom nazwy związane ze zjawiskami atmosferycznymi. Niszczyciele miały za zadanie zapewnić ochronę morskich linii komunikacyjnych i transportów wojskowych do kraju.

ORP „Grom” prezentował się bardzo korzystnie. Uważano go za jeden z najnowocześniejszych i najsilniejszych okrętów w swojej klasie na Bałtyku. Uznanie budziła duża prędkość jednostki:  39,6 węzłów (72 km/h), udana konstrukcja, skuteczne uzbrojenie i nowoczesne wyposażenie (radiostacje, sprzęt ratunkowy itp.)

Pierwszym dowódcą okrętu  został komandor porucznik (kmdr por.) Stanisław Hryniewiecki (25.01.1937r. - 20.06.1938r.) a następnie kmdr p.por. Aleksander Hulewicz (20.06.1938r. – 4.05.1940r.).

Załogę okrętu stanowiło 192 ludzi (w okresie wojny 212), w jej skład zaliczony został  starszy marynarz JERZY GŁAŻEWSKI - artylerzysta po specjalistycznym
przeszkoleniu.

Zdjęcia ze strony: www.myszkowscy.pl

W okresie przedwojennym okręt trzykrotnie reprezentował Marynarkę Wojenną II RP podczas wizyt kurtuazyjnych w zagranicznych portach.

Ciekawostka: dnia 9.05.1938 r. dowódcę ORP „Grom” odwiedził JAN KIEPURA, który służąc w Batalionie Morskim podczas wojny polsko-bolszewickiej był podkomendnym kmdr Hulewicza. W trakcie odwiedzin zaśpiewał z pomostu dla marynarzy „Groma” (mini koncert) a załoga w odpowiedzi zaśpiewała dla niego „Morze, nasze morze” - popularną od lat dwudziestych pieśń marynarską, która z czasem stała się hymnem MW. Wywołało to niebywały entuzjazm na okręcie i wśród zgromadzonej gdyńskiej publiczności. JERZY GŁAŻEWSKI świętował tego dnia swoje 20-te urodziny.

Poniżej : Jerzy Głażewski - na urlopie ( zdjęcia ze strony: www.myszkowscy.pl)


Dnia 30.08.1939r. dowódca okrętu odebrał rozkaz wykonania planu „Peking”. W związku z tym o godz.14.15 wyznaczone okręty, w tym ORP „Grom” opuściły port Oksywie w Gdyni udając się do Wielkiej Brytanii – portem docelowym był Leith w Szkocji. Na Morzu Północnym dotarła do nich wiadomość o rozpoczęciu II wojny światowej.

Dla wyjaśnienia: plan operacyjny „Peking” był wynikiem ustaleń sojuszu polsko – brytyjskiego. Polegał on na wycofaniu, w obliczu grożącego wybuchu wojny,  części polskich sił morskich - trzech niszczycieli (ORP „Burza”, „Błyskawica” i „Grom”) z Morza Bałtyckiego do Wielkiej Brytanii. Rozwiązanie to było podyktowane wysokim prawdopodobieństwem zniszczenia tych okrętów, gdyby w sytuacji wojny z Niemcami pozostały one na Bałtyku.

Wyznaczone obowiązki dla polskich okrętów polegały m.in. na patrolowaniu wód w okolicach Irlandii, eskortowaniu żeglugi u południowo-wschodnich wybrzeży Wysp Brytyjskich oraz na wykonywaniu patroli bojowych na Morzu Północnym u wybrzeży Niemiec i Holandii.

Szczególnie warto wspomnieć o udziale polskich okrętów w operacjach wojennych na wodach NORWEGII – wczesną wiosną 1940r. Aliantom po ciężkich walkach udało się opanować przyczółki w okolicach Narwiku – jednak nie udało się całkowicie wyprzeć Niemców i walki trwały nadal. W związku z tym Dywizjon polskich kontrtorpedowców otrzymał rozkaz wyruszenia 19.04.1940r. ze Scapa Flow - (akwen pomiędzy wyspami Orkadów- archipelag Wysp Brytyjskich na północ od Szkocji) głównej bazy brytyjskiej marynarki wojennej do fiordów norweskich.

Dnia 21.04.1940r. polskie niszczyciele dotarły do Skjelfjordu na Lofotach, który stał się ich tymczasową bazą. Stamtąd dokonywały wypadów w głąb fiordów w okolicach Narwiku.

Następnym miejscem docelowym był ROMBAKKENFJORD, gdzie „Grom” dotarł w ostatnich dniach kwietnia. Zadaniem okrętów alianckich, w tym „Groma” było niszczenie pozycji przybrzeżnych wojsk niemieckich oraz transportów zaopatrzenia.

Zmieniające się na patrolach polskie niszczyciele skutecznie ostrzeliwały linię kolejową, mosty i wiadukty – paraliżując ruch kolejowy.

W celu odpędzenia okrętów alianckich Niemcy zdecydowali się urządzić zasadzkę: przygotowali na nadbrzeżach zamaskowane stanowiska artyleryjskie, z których zamierzali ostrzelać patrolujące okręty. Dnia 3.05.1940r. „Grom” wpłynął na wody Rombakkenfjordu i podjął walkę z niemiecką artylerią polową – w rezultacie ostrzał okrętu ustał.

Zlikwidowano także stanowisko obserwacyjne oraz dla uczczenia rocznicy Konstytucji 3-Maja zniszczono flagę niemiecką, ustawioną na jednym z okolicznych wzgórz. Po południu na wody fiordu wpłynęły kolejne okręty alianckie, które kontynuowały ostrzał linii kolejowej, niwecząc próby jej naprawy.

ORP „Grom” noc z 3 na 4 maja 1940r. spędził u wejścia do Rombakkenfjordu , obserwując ruchy wojsk niemieckich.

Rankiem 4 maja 1940r. wkrótce po zmianie wachty o godz.8.00, „Grom” przygotowywał się do wyruszenia ponownie w głąb Rombakkenfjordu. Około godz. 8.30 zaobserwowano w odległości ok. 3-5 tys .metrów dwa nadlatujące niemieckie samoloty i ogłoszono alarm przeciwlotniczy. W tym samym czasie dostrzeżono trzeci bombowiec, atakujący polski niszczyciel od strony słońca z wysokości ok. 5400 m. Zrzucił on 6 bomb, z których trafiły dwie: jedna w okolicy śródokręcia na prawej burcie-na wysokości komina, druga w okolicy aparatów torpedowych. Spowodowały one rozdarcie poszycia prawej burty na długości ok. 20 m, ponadto eksplozję zbiorników sprężonego powietrza przy aparacie torpedowym.

OKRĘT PRZECHYLIŁ SIĘ NA PRAWĄ BURTĘ, PRZEŁAMAŁ SIĘ NA PÓŁ TUŻ ZA KOMINEM I W CIĄGU DWÓCH – TRZECH MINUT ZATONĄŁ.

Ostatnie chwile trafionego dwiema bombami ORP GROM. (Rys.Adam Werka)
-

Po rozkazie dowódcy załoga w spokoju, sprawnie - pomagając sobie wzajemnie, ewakuowała się z tonącego okrętu. Ocalały tylko trzy tratwy ratunkowe, uratowano 17 oficerów w tym dowódcę okrętu i dowódcę Dywizjonu Niszczycieli oraz 137 podoficerów i marynarzy – wśród uratowanych było 26 rannych. Zginęło 59 członków załogi (1 oficer, 25 podoficerów i 33 marynarzy).

Dzięki poświęceniu oficera-mechanika, porucznika mar. ALEKSEGO LESZKA KRĄKOWSKIEGO, który zbiegł do kotłowni, aby zastawić kotły oraz niezidentyfikowanego torpedysty, który zabezpieczył bomby głębinowe – nie nastąpiły podwodne wybuchy zagrażające pływającym w wodzie rozbitkom. Za ten czyn por.mar. Aleksy Krąkowski został pośmiertnie awansowany do stopnia kapitana marynarki.

Ataku dokonał samolot Heinkel He 111 stacjonujący na lotnisku Vaernes koło Trondheim.

ZGINĄŁ RÓWNIEŻ WTEDY STARSZY MARYNARZ JERZY GŁAŻEWSKI. Istnieje przekaz, że został on trafiony serią karabinu maszynowego z niemieckiego samolotu na moment wcześniej, niż nastąpiła eksplozja okrętu i jego zatonięcie.

Z pomocą przybyły brytyjskie okręty: HMSS „Aurora”, „Enterprise”, „Bedouin” i „Faulknor”, które ostrzałem uciszyły karabiny ostrzeliwujące rozbitków polskiego niszczyciela i podjęły ich z wody. Akcja ratunkowa trwała ok.40 minut. ( W internecie na stronie www.youtube.com można zobaczyć sfilmowany fragment tej akcji. Film nosi tytuł:”The Navy on Guard in the North”).

Ocalałych marynarzy przekazano na pokład pancernika HMS „Resolution”, a z niego jeszcze tego samego dnia na ORP „Burzę”, która przewiozła ich na okręt szpitalny „Atlantis”.

Zdrowi powrócili do Anglii na pokładzie transportowca „Monarch of Bermuda”, a z Greenock pociągiem dojechali na okręt - bazę ORP „Gdynia”.

Później 82 członków załogi ORP „Grom”uhonorowano polskimi i brytyjskimi odznaczeniami.

Ocaleni marynarze zostali po urlopie odpoczynkowym skierowani ponownie do służby, większość z nich obsadziła przejęty przez Royal Navy francuski niszczyciel „Ouragan”.

Podsumowując -  w trakcie służby wojennej ORP „Grom” przebył ok.15000 km. Uczestniczył w 20 patrolach operacyjnych, eskortował 5 konwojów przybrzeżnych i 6 pełnomorskich. Siedmiokrotnie atakował nieprzyjacielskie okręty, dwukrotnie odpierał ataki lotnicze. Wspierał działania wojsk lądowych w trakcie operacji pod Narwikiem – zniszczył kilka stanowisk niemieckiej artylerii polowej.

 

 

W miejscowości NARWIK na placu GROMAPLASS ustawiono pomnik, ufundowany w 1979r, upamiętniający poświęcenie polskich marynarzy w walce o niepodległość NORWEGII. W miejscowym Muzeum Wojennym w 1990r. odsłonięto tablicę pamiątkową, ufundowaną przez Tadeusza GŁOWACKIEGO – jednego z członków załogi „Groma” - z nazwiskami marynarzy, którzy zginęli w wyniku zniszczenia okrętu.


W Gdyni, 6.04.2015r. - w murze kościoła p.w. Michała Archanioła odsłonięto tablicę upamiętniającą utratę ORP „Grom”.


Miejsce zatopienia „Groma” jest celem wypraw i podróży podejmowanych przez okręty MW, a także przez organizacje cywilne i osoby prywatne.

Wrak „Groma” został odnaleziony 6.10.1986r. podczas prac prowadzonych przez Królewską Marynarkę Wojenną Norwegii. Kolejne jego badanie miało miejsce w sierpniu 2010r. i brało w nim udział 10 nurków z Polski i Szwecji. Uściślono wtedy, że wrak okrętu znajduje się na głębokości 115 m, spoczywa pionowo na ścianie skały i jest w połowie przełamany.

Wrak "GROMA" do dziś leży na dnie norweskiego fjordu.

 


...”BO WOLNOŚĆ KRZYŻAMI SIĘ MIERZY”... brzmią słowa znanej pieśni żołnierskiej.

Wszystkim marynarzom, a szczególnie załodze ORP „GROM”  i naszemu krajanowi - Jerzemu Głażewskiemu, za ofiarę życia, trudy i poświęcenia dla Ojczyzny – w zamian możemy podarować MODLITWĘ i PAMIĘĆ, pochylając dziś głowy w 77 rocznicę tamtych wydarzeń.




Korzystałem z wiadomości internetowych oraz z niektórych opracowań pisarza-marynisty Jerzego Pertka, zawartych w „Miniaturach Morskich”. - Michał Kuna.


 


Strona 1 z 3